Helena niespokojnie zerkała na
zegarek. Czas ciągnął się dla niej niemiłosiernie, minuta była
jak godzina. Krążyła po pokoju to w jedną, to w drugą stronę,
myśląc jakby to wszystko Kamilowi przedstawić. Bała się tego, oj
bała. Nigdy wcześniej nie była w tak trudnej sytuacji. Lecz
bardziej zastanawiała ją przyszłość. Jak da radę pogodzić
studia z wychowaniem dziecka? Czy Kamil w ogóle będzie chciał ją
znać? Czy będzie dobrą matką? Tysiące pytań, na które nie
znała odpowiedzi przebiegało przez jej głowę. Od tego wszystkiego
zaczęła dostawać migreny, więc chcąc nie chcąc, w końcu
oklapnęła na niewygodny fotel. Wzięło ze stołu przygotowaną
wcześniej szklankę wody, jakby wiedziała, że przez własne
rozmyślania doprowadzi się do takiego stanu. Wzięła łyka
orzeźwiającego napoju, po którym od razu poczuła się lepiej.
Spojrzała ponownie na zegar, który wskazywał 16:15. Z tego co
Helena pamiętała, Stoch zawsze wracał o 16 z popołudniowego
treningu na siłowni. Nie chciała go zaskakiwać od razu po takim
wysiłku, chciała mu dać czas na ochłonięcie. Postanowiła, że
16:30 to będzie godzina zero, w której wybierze się do Kamila.
Miała zatem jeszcze 15 minut, aby pozbierać się do kupy. Dopiła
resztę wody i odstawiła szklankę z powrotem na stół. Wstała z
fotela, który głośno zatrzeszczał i spojrzała przez okno, które
wychodziło na piękne góry. Słońce powoli zaczynało chować się
za tatrzańskimi szczytami i był to widok zapierający dech w
piersiach. Helena stała chwilę przed oknem i napawała się tym
wspaniałym widokiem. Lubiła góry, zawsze chętnie przyjeżdżała
do Zakopanego z rodziną; to miasto dobrze jej się kojarzyło.
Oderwała się od swoich myśli i podeszła do lustra znajdującego
się przy drzwiach. Spojrzała w nie, aby ujrzeć swoją twarz.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia, które odpowiedziało jej tym
samym. Ten uśmiech mówił nie więcej niż „jesteś silna, dasz
radę!”. Po raz ostatni przeczesała palcami swoje brązowe loki i
obciągnęła granatowy sweterek.
Chwilę później, już znajdowała się
na hotelowym korytarzu. Jej stopy same niosły ją przed siebie,
potem wiernie poprowadziły na strome schody, które oddzielały
piętro trzecie od drugiego. Hela starała się oczyścić umysł,
skupić się na tym co jest tu i teraz, lecz wszystko poszło na
marne, gdy stanęła przed drzwiami pokoju, w którym mieszkał
Stoch. Jej dłoń zawisła w powietrzu, ponieważ natrętne myśli
powstrzymały ją przed zapukaniem. Wzięła ostatni, głęboki
oddech, szepnąwszy sama do siebie.
- Raz kozie śmierć.
I delikatnie zapukała w kawał drewna,
który oddzielał ją od momentu prawdy.
***
Zaczynało powoli zmierzchać, kiedy
Ida i Maciek siedzieli w samochodzie, wracając do hotelu. Oboje byli
w dobrym nastroju, do czego niewątpliwie przyczyniła się
przepyszna szarlotka. Ida uśmiechała się sama do siebie, na
wspomnienie droczących się braci. Ich relacja przypominała jej
trochę tych dawnych najlepszych przyjaciół, Dawida i Macieja. W
podobny sposób sobie dokuczali, podobnie się zachowywali. Ta myśl
prześladowała blondynkę od momentu, kiedy poznała Kubę; starszy
Kot przypominał jej trochę Kubackiego, przynajmniej pod względem
charakteru. Prześladowała ją, jak i trochę zasmucała - czuła
się winna rozpadowi przyjaźni Skarba i Brynbula. Przyznała się
przed sobą, że brakowało jej tych przekomarzań, które
doprowadzały ją do łez ze śmiechu.
-I co sądzisz o moim szanownym
bracie?- spytał Maciek, który już od jakiegoś czasu przyglądał
się twarzy swojej ukochanej. Widział, jak szybko zmieniały się na
niej emocje. Chciał przerwać milczenie, jakie panowało w aucie.
-Jest bardzo sympatyczny. Polubiłam
go. Przypomina mi... - chciała powiedzieć Maćkowi, jak Kuba
przypomina jej Dawida, lecz uświadomiła sobie, że tym
stwierdzeniem mogłaby w jakiś sposób sprawić brunetowi przykrość.
Więc powiedziała to, co najszybciej przyszło jej na myśl i co
wydało jej się najbardziej odpowiednie. - Ciebie.
Maciek zmarszczył z uśmiechem brwi i
rzekł:
-To chyba dobrze, co nie? W końcu
jesteśmy braćmi. Bracia powinni siebie przypominać.
Ida nie odpowiedziała, tylko
uśmiechnęła się nerwowo i włączyła palcem wskazującym radio.
Oparła głowę o szybę i wsłuchiwała się piosenkę. Kot z
zachwytem patrzył na jej delikatne rysy. Był w tej dziewczynie
zakochany po uszy, kochał ją, kochał, kochał! Zdjął jedną dłoń
z kierownicy i położył ją na dłoni Idy, która swobodnie
spoczywała na jej udzie. Gdy poczuła jego ciepło, lekko drgnęła,
lecz zwróciła spojrzenie na niego i posłała lekki uśmiech. Kot
ujął ją jej dłoń i musnął swoimi ustami. Zaskoczona blondynka
odrobinę się zarumieniła i powoli wyswobodziła się z jego
uścisku i z powrotem położyła rękę na udzie.
Maciej w pewnym momencie wpadł na
genialny, w swoim mniemaniu pomysł. Skręcił gwałtownie w lewo, w
leśną dróżkę. Zaskoczona Ida odezwała się niepewnym głosem:
-Gdzie jedziesz? Myślałam, że
wracamy do hotelu. - nie miała ochoty na żadne przejażdżki,
wolała czym prędzej znaleźć się w swoim pokoju i pogadać z
Heleną. Wolała być teraz przy niej, razem z kubkiem czekolady na
gorąco.
-Zobaczysz, to niespodzianka. - odparł
Kot, nie świadomy tego, że jego dziewczyna miała na dzisiaj już
dosyć niespodzianek.
Brnęli dalej w głąb lasu, po
ośnieżonej drodze. Dookoła skrzył się śnieg, od czasu do czasu
lekki puch spadał z gałęzi drzew, na których było go za dużo.
Wyglądało to bajkowo, Ida rozglądała się dookoła z zachwytem. W
pewnym momencie Maciek zatrzymał samochód i wyłączył silnik.
Blondynka szukała wzrokiem czegoś, co mogłoby być jakiegoś
rodzaju niespodzianką, lecz nic takiego nie rzuciło jej się w
oczy. Brunet odpiął swój pas i rozpiął lekko kurtkę. Spoglądał
na Idę z wyczekiwaniem. Ta nadal nie wiedziała, o co może chodzić
jej chłopakowi, lecz również odpięła swój pas. Maciej wyciągnął
wtedy do niej ręce i złapał ją w pasie. Silne ręce przeniosły
Krzysztofiak na jego kolana. W tej pozycji ich twarze były bardzo
blisko, a czekoladowe oczy Kota patrzyły na nią z miłością.
Jakby na potwierdzenie tego wszystkiego rzekł:
- Kocham cię, Iduś. Kocham cię
najbardziej na świecie.
Założył jej kosmyk włosów za ucho
i delikatnie zbliżył swoje wargi do jej warg. Ich usta złączyły
się powoli w nieśmiałym pocałunku. Ciepło bijące od Maćka
rozeszło się po całym ciele Idy, wywołując u niej lekki dreszcz.
Ujęła jego twarz w dłonie, a on wtedy pogłębił pocałunek.
Jednak coś w środku niej, kazało jej przestać. To coś rozpaczało
wewnętrznie, chciało się wydostać z tego samochodu i odbiec jak
najdalej.
Kiedy blondynka nagle odsunęła się
od niego i przerwała pocałunek, w oczach Maćka widziała
zaniepokojenie.
- Coś się stało? - spytał,
patrząc na nią uważnie.
- Ja nie mogę. Po prostu nie mogę.
Przepraszam, Maciej. - odparła, wracając na swoje miejsce. Kiedy
zapinała pas, przelotnie spojrzała na bruneta. W jego oczach
widziała smutek i zawód. Nie chciała go ranić, za nic w świecie
nie chciała ranić Maćka Kota. Ale nie mogła inaczej.
***
- Hela? - dziewczyna usłyszała
znajomy głos, zanim otworzyły się drzwi. On po prostu wiedział,
że dzisiaj do niego przyjdzie. Nie pojmowała jak, ale on wiedział.
Gdy już drzwi zostały otworzone, ujrzała znajomą, ukochaną
twarz uśmiechającą się do niej. Tym trudniej będzie jej zepsuć
tą radość.
Weszła bez słowa do pokoju, oblizując
wargi. Miała dziwaczne deja vu, które nie powinno mieć miejsca.
Przysiadła na łóżku i spojrzała na niego. Tak jak się
spodziewała, on już patrzył na nią. Jego błękitne oczy
przyglądały jej się, analizując każdy szczegół na jej twarzy.
- Jak poszedł trening? - spytała,
zanim zdążyła ugryźć się w język. Chciała jakoś przerwać tę
ciszę, ale nie mogła, nie potrafiła zacząć tej rozmowy inaczej.
- Dobrze, bardzo dobrze. Ale.. ale mam
wrażenie, że nie o tym chcesz ze mną porozmawiać. - odparł
Stoch, siadając na łóżku obok niej. Ujął jej dłoń i czekał
na to, aż zacznie.
Helena przymknęła na kilka sekund
oczy i wzięła głęboki oddech.
- Masz rację, nie o tym chciałam z
tobą porozmawiać. To coś znacznie poważniejszego. - zaczęła,
patrząc mu w oczy. Chciała wychwycić jego pierwszą reakcję,
która zdawała się być pozytywna; Kamil posłał jej uśmiech
dodający otuchy. - No więc... Bardzo ciężko mi o tym mówić. Ale
wiem, że muszę, bo dotyczy to nas obojga. Nie będę owijać w
bawełnę, bo to niczemu nie służy. Tylko obiecaj mi, że mnie nie
wyrzucisz ze swojego pokoju.
Stoch nic nie powiedział, tylko
pokręcił z uśmiechem głową i mocniej ścisnął dłoń Heli. Dał
jej tym znak, żeby mówiła, żeby się nie bała.
- Tak więc... Jestem w ciąży. A
ty jesteś ojcem tego dziecka. - wyrzuciła szybko z siebie i
wstrzymała oddech.
Uśmiech zniknął z twarzy Kamila
momentalnie. Jego źrenice się rozszerzyły i puścił dłoń
Heleny. Wstał z łóżka i podszedł do okna, zakładając ręce z z
tyłu. Brunetka skuliła się na łóżku i wpatrywała się w niego
przez dłuższą chwilę. W powietrzu unosiła się cisza, która
trwała przez dłuższą chwilę. Za oknem zdążyło się już
porządnie ściemnić, gdy Helena, walcząc ze łzami cichutko
rzekła:
- Błagam cię, powiedz coś.
Na dźwięk jej głosu Stoch odwrócił
się od okna i spojrzał na nią. Nie było w tym spojrzeniu żadnej
nienawiści, ba ani śladu złości również. Podszedł do łóżka
i kucnął przed nią.
- Nie możemy nic zrobić, jesteśmy
odpowiedzialni za to maleństwo, które teraz nosisz w sobie. Widzisz,
ja nie jestem zły, ponieważ nie mam takiego prawa.Jest to właściwie
moja wina, ponieważ tamtej nocy. - Gdy wypowiedział te słowna, w
jego oczach zatliły się lekkie płomienie, na wspomnienie wydarzeń
pamiętnej nocy – tamtej nocy, to ja pierwszy cię pocałowałem.
- Nie Kamil, to nie jest twoja wina! -
rzekła Siemianowska, przygryzając wargę. Nie chciała, żeby tak
myślał.
- Ale wiedz, że tego nie żałuję. Nie
żałuję niczego, co się stało między nami. Chcę ci powiedzieć
jednak, że nie będziemy mogli być razem. Ja mam żonę, którą
również kocham. Tak naprawdę nie było mnie dzisiaj na treningu,
byłem w moim domu, razem z moimi rodzicami i Ewą. Pogodziłem się z
nią. Dlatego też nie możemy być razem. Chciałabym, żebyś jednak
wiedziała, że będę kochać to dziecko i opiekować się nim.
Zrobię wszystko, żeby miało wspaniałe dzieciństwo, żeby miało
ojca. Rozumiesz mnie?
Helena przełykała ślinę, po to,
żeby się nie rozpłakać. Pokiwała głową na znak, że rozumie,
że przyjmuje do wiadomości wszystkie jego słowa. Podniosła się z
łóżka i już chciała wyjść, lecz on złapał ją za rękę i
powiedział:
- Pocałuj mnie, Helenko. Pocałuj mnie
po raz ostatni.
Spełniła jego życzenie, ponieważ
było ono jedyną rzeczą, którą była teraz w stanie zrobić.
Przytuliła go mocno, a następnie pocałowała. Oboje włożyli w
ten pocałunek tyle uczucia, jak w żaden dotychczas. Pod koniec
Kamil mógł poczuć słone łzy Siemianowskiej, które spływały po
jej policzkach.
Chwilę potem, spojrzeli sobie w oczy,
a Helena otworzyła drzwi i wybiegła z pokoju.
_______________________________________
Jest rozdział 13! I jak widać, trochę pechowy... Płodziłam go chyba przez 2,5 godziny, ale jestem z niego (i z siebie :3) strasznie dumna :D! Mam nadzieję, że i wam się spodoba...